Moje problemy zaczęły się jakieś 3-4 lata temu. Podczas nakładania na skórę kremu zauważyłam, że ze skóry wychodzą jakieś małe czarne kreseczki i punkciki, których normalnie w skórze nie powinno być. Poszłam do dermatologa i powiedziałam o swoich przypuszczeniach, że chyba mam jakieś pasożyty w skórze. W odpowiedzi usłyszałam, że jestem jakaś niezadowolona z życia, żebym przestała wyszukiwać i poszła do psychiatry. Odpowiedź, że to nie pasożyty nieco mnie uspokoiła, aczkolwiek nadal z przerażeniem obserwowałam, że coś jest jednak nie tak. Minęły jakieś kolejne dwa miesiące i trafiłam do lekarza z silną anemią (7,5 jednostek hemoglobiny). Zaproponowano mi przetoczenie krwi, ale odmówiłam. Przepisano mi żelazo i tyle. Zaczął się maraton po lekarzach. Poszłam do ginekologa, sprawdzić, czy ta anemia nie ma związku z obfitymi krwawieniami; chciano mi usunąć macicę, ale również nie wyraziłam na to zgody. Znowu zaczęłam pytać o pasożyty – bo w międzyczasie skóra zaczęła boleć, piec, kłuć i nadal wychodziły z niej czarne robaczki – na co jeden z lekarzy odpowiedział, że skoro chodzi o skórę, to możliwe że to świerzb. Obeszłam wszystkich dermatologów w mieście, ale żaden nie wiedział co mi jest. Dostałam sterydy i antybiotyki (których nawet nie wykupiłam, wiedząc, że na pasożyty mi to nie pomoże) oraz maści przeciwpasożytnicze, przeciwświerzbowe. Tak, na tym nacieraniu, minął mi kolejny rok. Bez żadnej widocznej poprawy, a mogę wręcz powiedzieć, że stan skóry nawet się pogorszył. Zaczęłam czuć pełzanie i przemieszczanie się robaków pod skórą. Dostawałam szału, powodowało to ataki paniki i obłędu. Wpadłam w depresję, mój stan zdrowia poskutkował zaburzeniami emocji. Każdy wysyłał mnie do psychiatry, twierdząc, że mam urojenia. Rozpoczęłam leczenie.
Na to wszystko wydałam masę pieniędzy, ale ostatecznie pozostałam z niczym, sama, bezradna, bez pomocy i nadal chora. Nikt mi nie wierzył. Zaniosłam lekarce to, co wydłubałam ze skóry, ale powiedziała, że przez 20 lat pracy nigdy niczego takiego nie widziała, więc nie jest w stanie mi pomóc, nie wie jak. Prosiłam o jakieś badania, o skierowanie do kliniki, ale wszędzie napotykałam tylko na niedowierzanie i mur.
Wtedy poddałam się. Nie widziałam już znikąd szansy pomocy, nie miałam nadziei na ratunek. Pomyślałam, że nie chcę być zjedzona żywcem przez robaki i – jak już nie będzie żadnego wyboru – jedynym wyjściem, jakie mi pozostanie, będzie chyba już tylko samobójstwo. Nie byłam jednak na to gotowa, chciałam żyć, tylko nie tak! Czułam się okropnie. Skóra zrobiła się straszliwa, wyglądałam tragicznie. Nie mogłam nałożyć ubrań. Przez całe dnie i całe noce coś mnie kuło, gryzło, pełzało się pod skórą. Nie mogłam spać, bałam się, że lada dzień stracę pracę. Nie mogłam też iść na zwolnienie, bo lekarze nic nie widzieli, nie wiedzieli co mi jest, nie mieli pojęcia, jak mi pomóc. To co się ze mną działo było wręcz niewiarygodne. W jednej chwili pragnęłam śmierci, zastanawiałam się w jaki sposób się zabić, za chwilę modliłam się, by nie musieć tego zrobić, by znaleźć jakieś wyjście lub umrzeć naturalnie. Strasznie cierpiałam. Zobojętniałam. Wszystko w domu stało się takie byle jakie, ja stałam się byle jaka. To było nie do wytrzymania. Trwało to znowu jakiś kolejny rok.
Pewnego razu, gdy siedziałam zapłakana i bezradna, syn podszedł do mnie i poprosił: mamo, spróbuj jeszcze coś znaleźć. Odparłam: szukałam, ale nikt mi nie wierzy, nie ma już niczego, czego mogłabym się chwycić, nikt mi nie pomoże, nie ma już dla mnie ratunku, pomału umieram.
A jednak to był bodziec, który pozwolił mi zmobilizować jeszcze resztkę sił. Zaczęłam szukać w internecie. Może ktoś coś słyszał, spotkał się z czymś takim? Wypatrywałam czegokolwiek, jakiegokolwiek punktu zaczepienia. I wtedy trafiłam na stronę Pani Pauliny. Zaczęłam oglądać jej filmiki. Zamajaczyła mi w głowie niewyraźna myśl, że może ta osoba mogłaby mi pomóc, może coś na ten temat wie? Zadzwoniłam i dowiedziałam się o terapii oraz kosztach. Pomyślałam: to dla mnie dużo pieniędzy, wszystko co mam, ale pozostały mi w sumie dwa wyjścia – albo pojadę tam i spróbuję, albo będę musiała się powiesić, bo nie zniosę zjadania mnie żywcem. Umówiłam termin wizyty i pojechałam, załamana, ze skórą wyglądającą jak poparzona. Nawet po przyjeździe na miejsce ciągle jeszcze byłam zrezygnowana, do końca nie wierzyłam w to, że coś mi to oczyszczanie pomoże, nie ufałam do końca czy Pani Paulina faktycznie ma taką wiedzę na ten temat. Dopuszczałam do siebie myśl, że może to być zmarnowany czas i pieniądze. Była to jednak jedyna w miarę sensowna rzecz, jaką znalazłam, mój jedyny punkt zaczepienia i tego postanowiłam się trzymać.
Nie miałam w zasadzie innego wyjścia, więc zaczęłam robić wszystko co mi zlecono najstaranniej i najdokładniej jak potrafiłam, i obserwowałam, co będzie działo się dalej. Zioła piłam z dokładnością co do minuty, aparatu używałam niemal 24 godziny na dobę. O dziwo, już na drugi dzień zauważyłam, że wysypka stała się jakby bledsza, zdecydowanie zrobiła się mniej zaogniona i nie była już tak widoczna, tak przerażająca, jak jeszcze dwa dni wcześniej. Zaczęłam skórę nacierać kremem i te martwe robaki zaczęły wychodzić spod skóry. Do tej pory pozbywam się tych martwych robaków. Takie ilości, że to nie mieści się w ludzkiej głowie, są wszędzie: od stóp, od czubka palców aż po szyję, cała skóra nabita pasożytami. Wychodzą gdzieś z głębi. Teraz mnie to nie dziwi, podczas diagnostyki okazało się bowiem, że mam w sobie tyle patogenów, tyle rodzajów pasożytów, grzybów i bakterii, że faktycznie byłam zjadana przez nie za życia. Człowiek zanim tego nie doświadczy, nie zdaje sobie z tego w ogóle sprawy!
Po wypiciu ziół również z jelit zaczęłam wypłukiwać pasożyty, m.in. te, nazywane przez Panią Paulinę „puchacikami”. Kiedy zobaczyłam na sicie, co w sobie nosiłam, wpadłam w popłoch i dostałam ataku histerii. To niemal niemożliwe, co zamieszkuje ludzkie wnętrze! Teraz już wcale się nie dziwię, że miałam taką anemię! Albo one by mnie zjadły, albo bym umarła, albo się zabiła. Na szczęście trafiłam na Panią Paulinę i jej metodę oczyszczania. Dzisiaj, po 2 miesiącach oczyszczania już wiem, że uda mi się wyjść z tego. Jest znacznie lepiej, widać poprawę, skóra wygląda idealnie. Nie mam już myśli samobójczych. Kiedyś nie rozumiałam samobójców, ale po tym co przeszłam, po tej chorobie, zrozumiałam, że czasem człowiek staje w sytuacji jakby bez wyjścia. Ja na szczęście je znalazłam. Trafiłam na rozwiązanie i wierzę, że teraz będzie już tylko lepiej, będzie dobrze.